sobota, 8 listopada 2014

Rumunia 2014 r. cz.1

Droga do Rumunii


Chyba już pisałam, że ten rok jest wyjątkowo owocny w podróże! W zasadzie dopiero co przyjechałam z Francji, a znajomi już namawiali mnie na kolejny wyjazd. Szczerze powiedziawszy to chwilę się wahałam, ale już po paru dniach siedzenia bezczynnie w domu, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Oho, trafiło mnie! Każdy ma jakieś swoje uzależnienia, jeden pali, drugi pije, trzeci siedzi cały dzień przed komputerem... myślałam, że mnie to nie dotyczy, bo nie czułam się uzależniona od czegokolwiek. Ewentualnie od słuchania muzyki, ale to raczej nie ma destruktywnego wpływu i nie wiem, czy można to nazwać uzależnieniem, bo któż nie lubi w taki sposób koić zmysłów?
Tym razem obraliśmy kierunek- Rumunia! Dlaczego? Bo w sumie dużo się słyszało od kierowców o tym miejscu, bo to miejsce wydawało się mało komercyjne, bo piękne góry... powodów było tysiące! Tym razem szykowała się jednak większa ekipa. W sumie miła odmiana po tym jak się wraca z samotnej podróży. Jechało nas 5 osób (Laura, Sylwia, Monia, Mariusz i ja oczywiście). Szczerze to do końca nie wierzyłam, że uda nam się wyruszyć taką ekipą, bo już wcześniejsze próby wspólnego wypadu kończyły się fiaskiem. Zaskoczyłam się jednak miło, bo wszyscy byli zdecydowani. Podzieliliśmy się zatem na dwie grupki, po 3 i 2 osoby i tak ruszyliśmy...

W zasadzie nie tak, bo Laura pojechała wcześniej w góry do znajomych. Więc ja jechałam z Sylwią, Monia z Mariuszem i mieliśmy się wszyscy spotkać przy granicy ze Słowacją, czyli w Barwinku. Jak to zwykle bywa ze stopem nie udało się nam wszystkim tam dotrzeć jednego dnia. Tylko ja w Sylwią ostatecznie nocowałyśmy na stacji w tej miejscowości. Laura była w okolicach dużo wcześniej, więc nie było sensu by czekała na nas tak długo i zdecydowała, że przenocuje u znajomego w Bieszczadach. Monia z Mariuszem też gdzieś po drodze szczęśliwie natrafili na nocleg w domu.
Mi się bardzo podobał nasz ówczesny nocleg, ponieważ był to taki przedsmak spania na "dziko", co wcześniej się w zasadzie rzadko zdarzało. Poza tym była ta satysfakcja, że dotarłyśmy na miejsce i przeznaczenie przywiało nas na tą stację, ale o tym potem...
Droga stopowania nie przebiegała z większymi problemami, poza utknięciem na jakieś dobre 3 godziny w Radomiu. Szczerze nie polecam wpychać się do tego miasta i łapać stopa. Nikt się nie chciał zatrzymać! Potem szło bez większych oporów, aż u celu praktycznie udało nam się zatrzymać mega klimatyczną osobę- punka, który zgarnął nas przed Rzeszowem i myślałyśmy, że zawiezie nas tylko do tego miasta i dalej będziemy łapać. Okazało się jednak, że lubi tak sobie w nocy po prostu wsiąść w auto i ruszyć przed siebie, dlatego zaoferował, że zawiezie nas gdzie chcemy, nawet do tego Barwinka! Ciekawe, czy tacy ludzie są świadomi jak bardzo pomagają. I jak nie wierzyć w przeznaczenie?!
Dotarliśmy na stację w samym Barwinku, dostałyśmy od kierowcy jeszcze butelkę wina i zmęczone jazdą przez całą Polskę postanowiłyśmy rozłożyć śpiwory tuż za krzaczkiem na stacji. Uznałyśmy, że tak będzie najbezpieczniej i rano będzie się gdzie "wykąpać". Noc byłą wyjątkowo ciepła, nawet nad ranem jakoś specjalnie nie zmarzłam. Wstałyśmy, złożyłyśmy rzeczy i ruszyłyśmy na stację... Miałam wrażenie, że obsługa obserwowała nas w nocy, albo nad ranem. Nie musiałyśmy płacić za toaletę, pani sprzątaczka przyszła do nas do łazienki i zatroskana pytała, czy wszystko w porządku...

Łapałyśmy stopa już w stronę Słowacji, Laura miała do nas lada moment dojechać i mieliśmy spotkać się na samym przejściu. Nagle ktoś z tira, ze stacji, na której spałyśmy, krzyczy coś do nas. Kompletnie nie słyszałam, więc podbiegłam do niego. Mówi, że nas podwiezie do samej granicy. Bez wahania wsiadamy ucieszone. Chwila rozmowy i okazuje się, że pan jedzie do Rumunii! Co za radość, tym bardziej, że zgodził się wziąć nas we trzy! Dotarliśmy zatem do samej granicy, na szczęście pan musiał coś jeszcze pozałatwiać, wysiadł zatem, a my nerwowo czekałyśmy na Laurę i... udało jej się dotrzeć praktycznie w ostatniej chwili, gdy nasz kierowca już wrócił do ciężarówki i chciał ruszać. Wiedziałam już, że to będzie niezapomniana podróż!