Większość "podróżników" zapewne twierdzi, że od zawsze tkwiła w nich taka natura. Dosłownie urodzili się jako dzikie stworzenia żądne przygód. Czy ja należę do takich ludzi? Może po części. Jednak jako małe dziecko marzyłam o byciu gwiazdą filmową, piosenkarką, policjantem, albo supermanem (wpływ przebywania za dzieciaka w męskim towarzystwie- straszy brat i kumpel z podwórka). Miałam zawsze jednak dziwne, może nawet szalone pomysły i nie bałam się ich realizować. Pewnie to różniło mnie od pozostałych. Inni nie urzeczywistniali swoich myśli.
Potem jednak społeczeństwo, które próbowało wpajać idee "normalnego" życia, stłumiło moją prawdziwą naturę. Przez jakiś czas czułam się jakbym zapadła w głęboki sen. Najgorsze, że śniłam nieświadomie. W głowie miałam tylko szkołę, rodzinę, naukę i tak w kółko (typ wzorowego ucznia). Na szczęście mama zawsze organizowała mi i bratu wakacje. A to miesiąc w Kamionkach, a to tydzień/dwa w Łebie, jakiś wypad w góry, albo wycieczka do Niemiec/Dani (w wieku 6 lat wraz z bratem puściła nas z organizowaną, szkolną wyprawą do Legolandu i Hansaparku. To niesamowite, bo pamiętam praktycznie każdy szczegół z tamtej podróży. Z pewnością miało to jakiś wpływ na mój apetyt odkrywania świata).
W końcu obudziłam się! Nie wierzyłam nigdy w opowieści, że ktoś z dnia na dzień może tak się zmienić. Dopóki sama tego nie doświadczyłam. Teraz mogę powiedzieć, że to była jedna chwila. A może to jednak cały proces, który ostatecznie się dokonał po prostu w którymś momencie? Nie wiem.
Zawsze byłam nieśmiałą osobą. Moim głównym zmartwieniem było to, czy jak gdzieś kogoś spotkam, np. w nowym miejscu, to czy polubi mnie, czy będę miała o czym gadać. Serio, nie wiedziałam o czym mam rozmawiać z ludźmi. Siedziałam wtedy po prostu cicho i podczepiałam się do kogoś. Głupie, co?!
Los tak mnie poprowadził, że wylądowałam na kierunku praca socjalna. Jak tu pomagać innym, skoro ciężko nawiązuje się jakiekolwiek relacje? Wtedy to wszystko się zaczęło! Trafiłam w idealny czas, w idealne miejsce. Poznałam niesamowitych ludzi, którzy pozwolili mi się maksymalnie otworzyć. Co najważniejsze poznałam w końcu samą siebie!
Uwielbiam wyzwania. Uwielbiam przekraczać wszelkie granice, chociaż boję się, że niedługo przekroczę ich za dużo i wyczerpią się. Jednak śmiało mogę stwierdzić: Tak. Kocham swoje życie!
Co tu jest związanego z podróżami? Otóż przygoda ze stopem pojawiła się już przed rozpoczęciem studiów. Szukałam kogoś, kto zechciałby się podjąć tego ze mną. Znajomi, których miałam do tej pory, nie zdecydowali się na coś tak "szalonego". Poznałam jednak osobę, która zgodziła się. I tak wylądowaliśmy na woodstocku po raz pierwszy (pewnie dużo ludzi tak zaczynało). Teraz zdaję sobie sprawę, że pewnie nie byłam łatwą towarzyszką, bo wiem, że zdarzyło mi się trochę pomarudzić w drodze (ale staliśmy w Poznaniu 6 godzin, a to była dla mnie zupełna nowość). Nie ma usprawiedliwienia dla mnie... Z biegiem czasu spotykałam jednak coraz więcej ludzi w klimacie. Najpierw zwykłe wypady w góry (i te kłamstwa mamie, że jadę do koleżanki na noc :D ). Potem przemieniło się w pierwszy wypad za granicę, czyli Holandia. Apetyt rósł z upływem czasu. Powrót do domu jest ok, ale co tu robić dłużej jak już się odpowiednio najesz i wyśpisz?
Koniec mojej uproszczonej biografii, dalej postaram się już tak nie zanudzać i nie wdawać w szczegóły, bo mi samej nie chciałoby się czytać obszernych notatek. :)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz